Po dłuższej przerwie spowodowanej zewnętrznymi namowami do zmiany stylu pisania, postanowiłem napisać kilka słów, co o tym właściwie myślę. Uwagi dotyczyły przesłania tekstu, tematów jakie poruszałem oraz wartości intelektualnych zamieszczonych tekstów. Wiadomo, że uwagi od osób patrzących na cały blog z boku są wskazówkami, które kiedy umiemy właściwie wykorzystać mogą być drogowskazem do zmian, dzięki którym możemy osiągnąć bardzo wysoki poziom merytoryczny.
Uwagi, uwagi... tak tak. Kiedy uwaga zmienia się w narzucany przez kogoś trend? Nie chcę pisać krótkich tekstów z przesłaniem, które za pewne dla większości osób będzie głęboko ukryte, nie do znalezienia. Jaka w takim razie będzie odpowiedź autora? "Będę pisał nadal o tym samym, o tym co mnie się nie podoba w otaczającym mnie świecie" - odpowiedział z przekonaniem autor. Odpowiedź mogłaby być oczywiście inna - "Zacznę pisać, tak jak chce ode mnie jury, które po cichu wskazuję mi drogę". Niestety druga odpowiedź oznacza podporządkowanie się ogółowi, który nas ocenia. Po co w takim razie pisać swój własny blog? Może lepiej napisać w adresie człowieka oceniającego "dwójkę" i kopiować tekst.
Tekst może nie mieć znaczącego "ukrytego" przesłania, może być po prostu opisem, czegoś co chcemy przekazać. Nie interesuję mnie to, że dla kogoś mój styl pisania jest łatwy, ponieważ chcę przekazać swój tok myślenia, a nie banalne regułki ukryte pod wielkimi słowami. Nikt mi nigdy nie postawi pomnika za odkrycia filozoficzne, ponieważ są zbyt proste, żeby później przekazywać je na lekcjach języka polskiego czy historii. Za łatwo można wszystko wytłumaczyć, a tego człowiek nie lubi i nie chce poznać.
bez złudzeń
niedziela, 12 grudnia 2010
środa, 24 listopada 2010
Nie umiem pisać
"Twój język pisany jest łatwy i trywialny" - Afirmacja
Cała trywialność i łatwość - przyczyna-wydarzenie-skutek-przyczyna..., wszystko jest wszystkim!
No i teraz możesz pomyśleć
Cała trywialność i łatwość - przyczyna-wydarzenie-skutek-przyczyna..., wszystko jest wszystkim!
No i teraz możesz pomyśleć
Mały Polak
Rozmowa z pewnym Polakiem:
-Jaką partię polityczną Pan popiera?
-Popieram partię X.
-Dlaczego?
-Nie chcę, aby partia Y doszła do władzy.
-Czyli de facto nie popiera Pan politycznie, ani X ani Y. Czemu Pana głos nie pójdzie na mniejsze ugrupowanie?
-Mniejsza partia nie wygra wyborów.
-Jaką partię polityczną Pan popiera?
-Popieram partię X.
-Dlaczego?
-Nie chcę, aby partia Y doszła do władzy.
-Czyli de facto nie popiera Pan politycznie, ani X ani Y. Czemu Pana głos nie pójdzie na mniejsze ugrupowanie?
-Mniejsza partia nie wygra wyborów.
niedziela, 21 listopada 2010
Ryzyko
Ryzyko jest jedynym sposobem, żeby osiągnąć coś wielkiego? Osobiście uważam, że jest w tym dużo prawdy i chciałbym poświęcić trochę uwagi temu tematowi, odpowiadając na pytania. Czym w ogóle jest ryzyko? Kiedy ryzykujemy? W jaki sposób może nam to pomóc? Czy opłaca nam się zaryzykować?
Otóż ryzyko jest zjawiskiem powszechnym i naturalnym dla każdej istoty ziemskiej, posiadającej umysł, bądź intuicję. "Najogólniej, ryzyko jest wskaźnikiem stanu lub zdarzenia, które może prowadzić do strat. Jest ono proporcjonalne do prawdopodobieństwa wystąpienia tego zdarzenia i do wielkości strat, które może spowodować." - cytat z Wikipedi. Zjawisko to może spowodować tragiczne dla człowieka skutki, bądź odmienić życie na dużo lepsze. W ryzyku najważniejszy jest umiar, który jest wskaźnikiem dla człowieka o zagrożeniu i skutkach danego wydarzenia. trzeba sobie uświadomić, że życie to ryzyko, a ryzyko to życie. Ryzykujemy chodząc do sklepu, siedząc na kanapie, oglądając telewizję czy uprawiając ulubiony sport. Jedyne co różni wszystkie czynności jest skala ryzyka.
No i po tym rozbudowanym wstępie, przejdźmy do meritum sprawy. Ostatnio oglądając wystąpienie Janusza Korwina-Mikke na warszawskiej "patelni", zdałem sobie sprawę, że bez wspomnianego ryzyka nie mielibyśmy niczego. Wielcy naukowcy całe swoje życie zaryzykowali dla jednego wynalazku, artyści dla jednego dzieła, wodzowie dla plemienia, ojcowie dla rodzin. Wizja porażki, napędza umysł do działania i chyba to jest głównym atutem ryzyka. Każdy z nas kiedyś postawi wszystko dla jednej rzeczy, tylko powinniśmy pamiętać, żeby stopień zagrożenia nie był za wielki.
Teraz zastanówmy się, gdzie ryzyko jest nam najbardziej potrzebne jako społeczeństwu w chwili obecnej, o co walczymy wspólnie? Wydaję mi się, że wszyscy walczymy o "lepsze jutro". Jedynym sposobem na osiągnięcie tego celu jest ryzyko, jak wiemy sytuacja w Naszym, cudownym kraju nie jest znakomita i może czas porzucić oklepaną wizję POlski i zaryzykować, stawiając na pomysł wykraczający poza ramy wielkiej 4! Dlatego osobiście uważam, że warto zaryzykować i jest bardzo mała szansa na porażkę!
Otóż ryzyko jest zjawiskiem powszechnym i naturalnym dla każdej istoty ziemskiej, posiadającej umysł, bądź intuicję. "Najogólniej, ryzyko jest wskaźnikiem stanu lub zdarzenia, które może prowadzić do strat. Jest ono proporcjonalne do prawdopodobieństwa wystąpienia tego zdarzenia i do wielkości strat, które może spowodować." - cytat z Wikipedi. Zjawisko to może spowodować tragiczne dla człowieka skutki, bądź odmienić życie na dużo lepsze. W ryzyku najważniejszy jest umiar, który jest wskaźnikiem dla człowieka o zagrożeniu i skutkach danego wydarzenia. trzeba sobie uświadomić, że życie to ryzyko, a ryzyko to życie. Ryzykujemy chodząc do sklepu, siedząc na kanapie, oglądając telewizję czy uprawiając ulubiony sport. Jedyne co różni wszystkie czynności jest skala ryzyka.
No i po tym rozbudowanym wstępie, przejdźmy do meritum sprawy. Ostatnio oglądając wystąpienie Janusza Korwina-Mikke na warszawskiej "patelni", zdałem sobie sprawę, że bez wspomnianego ryzyka nie mielibyśmy niczego. Wielcy naukowcy całe swoje życie zaryzykowali dla jednego wynalazku, artyści dla jednego dzieła, wodzowie dla plemienia, ojcowie dla rodzin. Wizja porażki, napędza umysł do działania i chyba to jest głównym atutem ryzyka. Każdy z nas kiedyś postawi wszystko dla jednej rzeczy, tylko powinniśmy pamiętać, żeby stopień zagrożenia nie był za wielki.
Teraz zastanówmy się, gdzie ryzyko jest nam najbardziej potrzebne jako społeczeństwu w chwili obecnej, o co walczymy wspólnie? Wydaję mi się, że wszyscy walczymy o "lepsze jutro". Jedynym sposobem na osiągnięcie tego celu jest ryzyko, jak wiemy sytuacja w Naszym, cudownym kraju nie jest znakomita i może czas porzucić oklepaną wizję POlski i zaryzykować, stawiając na pomysł wykraczający poza ramy wielkiej 4! Dlatego osobiście uważam, że warto zaryzykować i jest bardzo mała szansa na porażkę!
piątek, 19 listopada 2010
Nie będziemy drugą Irlandią?
Bardzo znane hasło wyborcze obecnego premiera Polski brzmiało: "W Polsce zbuduję drugą Irlandię!". Minęło już sporo czasu od wypowiedzianych słów a cudu gospodarczego niestety nie widać. Właściwie już nie długo zostaną rozpisane nowe wybory parlamentarne, w których oczywiście murowanym faworytem będzie Platforma Obywatelska, patrząc na pogłębiający się kryzys Prawa i Sprawiedliwości. Można nawet przypuszczać, że po nowych wyborach PO dostanie większość w sejmie, a wtedy Donald Tusk zostanie monarchą w naszym kraju.
Nadzieja Polski będzie spoczywać tylko w jednym wizerunku Polski. Tylko czy przez ostatnie 3,5 roku coś się w Polsce zmieniło na lepsze? Czy właściwie możemy zawdzięczać cokolwiek drużynie pana Donalda Tuska? Niestety nie, a wręcz przeciwnie. Polski deficyt budżetowy sięga prawie 800 mld złotych, ale rząd nawet nie raczy wspomnieć o tej katastrofalnej sumie, która jest właściwie nie do zredukowania i przewyższa PKB o ponad 100%. Oznacza to jedynie, że w niedługim okresie może powtórzyć się w naszym kraju scenariusz Grecji. Niestety propaganda medialna nie wspomina prawie w ogóle o naszym długu publicznym, bagatelizując problem, właściwie do zdania "Przecież każdy kraj jest zadłużony". Grecja wcale nie miała, aż tak wysokiego długu, więc możemy jedynie podejrzewać, że stąpamy po cienkiej linie. W Europie najbardziej zadłużone są Włochy, tylko że mają PKB wyższe od Polski kilkukrotnie.
Zaprzątanie nam głowy głupotami o zielonej wyspie jest bezsensowne, bo to jest mały sukces, który może nam się zawalić w oka mgnieniu, jeżeli zadłużenie kraju nie zostanie zmniejszone. Niestety nie wszyscy o tym wiedzą, ale nawet na logikę ile razy w telewizji została przekazana informacja o zielonej wyspie, a ile razy o długu publicznym? Odpowiedź nasuwa się sama problem jest bagatelizowany!
Dlaczego właściwie dążymy do Irlandii? Irlandia to farsa w 2009 roku ich deficyt wzrósł o ponad 14%, lata którymi mogli się poszczycić już minęły. Niestety nie będziemy Irlandią z lat 2005-2008, ponieważ dług, co jest logiczne trzeba spłacać, a nas na sukces i spłacanie nie stać!
Nadzieja Polski będzie spoczywać tylko w jednym wizerunku Polski. Tylko czy przez ostatnie 3,5 roku coś się w Polsce zmieniło na lepsze? Czy właściwie możemy zawdzięczać cokolwiek drużynie pana Donalda Tuska? Niestety nie, a wręcz przeciwnie. Polski deficyt budżetowy sięga prawie 800 mld złotych, ale rząd nawet nie raczy wspomnieć o tej katastrofalnej sumie, która jest właściwie nie do zredukowania i przewyższa PKB o ponad 100%. Oznacza to jedynie, że w niedługim okresie może powtórzyć się w naszym kraju scenariusz Grecji. Niestety propaganda medialna nie wspomina prawie w ogóle o naszym długu publicznym, bagatelizując problem, właściwie do zdania "Przecież każdy kraj jest zadłużony". Grecja wcale nie miała, aż tak wysokiego długu, więc możemy jedynie podejrzewać, że stąpamy po cienkiej linie. W Europie najbardziej zadłużone są Włochy, tylko że mają PKB wyższe od Polski kilkukrotnie.
Zaprzątanie nam głowy głupotami o zielonej wyspie jest bezsensowne, bo to jest mały sukces, który może nam się zawalić w oka mgnieniu, jeżeli zadłużenie kraju nie zostanie zmniejszone. Niestety nie wszyscy o tym wiedzą, ale nawet na logikę ile razy w telewizji została przekazana informacja o zielonej wyspie, a ile razy o długu publicznym? Odpowiedź nasuwa się sama problem jest bagatelizowany!
Dlaczego właściwie dążymy do Irlandii? Irlandia to farsa w 2009 roku ich deficyt wzrósł o ponad 14%, lata którymi mogli się poszczycić już minęły. Niestety nie będziemy Irlandią z lat 2005-2008, ponieważ dług, co jest logiczne trzeba spłacać, a nas na sukces i spłacanie nie stać!
wtorek, 16 listopada 2010
O tych, którzy nie wiedzą o czym mówią...
Ostatnimi czasy, bardzo uważnie przyglądam się ludziom, próbując analizować ich zachowania. Według mnie bardzo ciekawym zjawiskiem jest próba pokazania swoich umiejętności intelektualnych w temacie, o którym nie ma się zielonego pojęcia. Myślę, że można podzielić takich ludzi, na trzy podkategorię i o każdej napisać parę słów.
Pierwsza kategoria. Ludzie o niskim ilorazie inteligencji:
- Najłatwiej rozpoznawalna kategoria, ze względu na poziom dywagacji. Bardzo skrajne poglądy, które w >90% mijają się z prawdą powszechną. Dochodzi do takich skrajności, że na prawdę można zdrowo się pośmiać. Niestety tacy ludzie najczęściej nie widzą popełnianego przez siebie błędu i dążą w niewiedzy do osiągnięcia, niemożliwego do zrealizowania celu. Od takiego zachowania, dzieli już tylko krok do mitomanii.
Druga kategoria. Ludzie o średnim ilorazie inteligencji.
- Do tej kategorii można zaliczyć również ludzi, którzy są bardzo inteligentni, ale zabierają głos na tematy, które znajdują się po za jego/jej dziedziną wiedzy. Tutaj mamy do czynienia najczęściej z zachowaniami typu:
1) powołanie się na autorytet, powtarzając usłyszane hasła.
2) wygłaszanie na gronie publicznym nieciekawych lub oczywistych haseł
3) bezwzględna i bezmyślna zgoda z autorytetem, prowokując mistyczną polemikę, która de facto nie istnieje
Ta kategoria nie jest już taka łatwa do wyłapania, ponieważ osoby wygłaszające podobne zachowania są zawsze bardzo pewne w swych działaniach.
Trzecia kategoria. Ludzie o wysokim ilorazie inteligencji.
- W tym przypadku nie dawałbym za dużych szans na odkrycie nieprawidłowości. Osoba o dużym ilorazie inteligencji, powołując się na zdobytą pewność siebie (często sama jest autorytetem) manipuluje resztą odbiorców do tego stopnia, że jest nie do wychwycenia dla słuchaczy. Najczęściej nie wdaję się w niepotrzebne dyskusje, zręcznie omijając drogi bez wyjścia. Pozostaje nam słuchać i podziwiać
Oczywiście są jeszcze ludzie, którzy wiedzą o czym mówią, ale jak by się rozejrzeć dookoła wcale nie ma ich tak dużo. Dla nich trzeba zrobić oddzielną grupę - neutralną. Z pewnością grupa neutralna ma większe zdolności do wyłapania powyższych zachowań. To jest tylko mój podział i nie każdy musi się z nim zgadzać czy tolerować!
Pierwsza kategoria. Ludzie o niskim ilorazie inteligencji:
- Najłatwiej rozpoznawalna kategoria, ze względu na poziom dywagacji. Bardzo skrajne poglądy, które w >90% mijają się z prawdą powszechną. Dochodzi do takich skrajności, że na prawdę można zdrowo się pośmiać. Niestety tacy ludzie najczęściej nie widzą popełnianego przez siebie błędu i dążą w niewiedzy do osiągnięcia, niemożliwego do zrealizowania celu. Od takiego zachowania, dzieli już tylko krok do mitomanii.
Druga kategoria. Ludzie o średnim ilorazie inteligencji.
- Do tej kategorii można zaliczyć również ludzi, którzy są bardzo inteligentni, ale zabierają głos na tematy, które znajdują się po za jego/jej dziedziną wiedzy. Tutaj mamy do czynienia najczęściej z zachowaniami typu:
1) powołanie się na autorytet, powtarzając usłyszane hasła.
2) wygłaszanie na gronie publicznym nieciekawych lub oczywistych haseł
3) bezwzględna i bezmyślna zgoda z autorytetem, prowokując mistyczną polemikę, która de facto nie istnieje
Ta kategoria nie jest już taka łatwa do wyłapania, ponieważ osoby wygłaszające podobne zachowania są zawsze bardzo pewne w swych działaniach.
Trzecia kategoria. Ludzie o wysokim ilorazie inteligencji.
- W tym przypadku nie dawałbym za dużych szans na odkrycie nieprawidłowości. Osoba o dużym ilorazie inteligencji, powołując się na zdobytą pewność siebie (często sama jest autorytetem) manipuluje resztą odbiorców do tego stopnia, że jest nie do wychwycenia dla słuchaczy. Najczęściej nie wdaję się w niepotrzebne dyskusje, zręcznie omijając drogi bez wyjścia. Pozostaje nam słuchać i podziwiać
Oczywiście są jeszcze ludzie, którzy wiedzą o czym mówią, ale jak by się rozejrzeć dookoła wcale nie ma ich tak dużo. Dla nich trzeba zrobić oddzielną grupę - neutralną. Z pewnością grupa neutralna ma większe zdolności do wyłapania powyższych zachowań. To jest tylko mój podział i nie każdy musi się z nim zgadzać czy tolerować!
niedziela, 14 listopada 2010
Pytania bez odpowiedzi.
Jakiś czas temu przeczytałem książkę Joachima Festa "Pytania bez odpowiedzi". Książka jest długą rozmową z Albertem Speerem, który początkowo był architektem Hitlera, następnie ministrem do spraw uzbrojenia. Właściwie w dziele Festa nie było dużo pytań na które współczesna historia nie umiała by odpowiedzieć. Pierwsze pytanie, które bardzo mnie nurtuje w tej książce, to jaki był właściwie stosunek Hitlera do Speera, czyli jakiej orientacji był przywódca 3 rzeszy.
Otóż jest to temat bardzo trudny, ponieważ Hitler w środowisku był uważany za właściwie aseksualnego, ale znowu z drugiej strony bardzo szanował kobiety i dla wizerunku starał się od czasu do czasu z jakąś pokazać. Najbliższą kobietą w życiu Hitlera była oczywiście Ewa Braun, ale czy na pewno ją kochał? Tego też nie jesteśmy pewni, ale możemy podejrzewać, że było między nimi jakieś uczucie. Przed śmiercią Adolf Hitler ożenił się z Ewą, czyli de facto chciał, żeby ta kobieta spędziła z nim ostatnie chwile życia. Kolejną stroną naszej dywagacji będzie stosunek Hitlera do mężczyzn, coś równie dziwnego i wartego zastanowienia. Speer w swoich "Wspomnieniach" napisał, że czuł się czasami przez Hitlera adorowany oraz sposób w jaki zwracał się do niego był bardzo dziwny. Jest jeszcze jedna opcja, która chyba jest najmniej możliwa, był stłamszony seksualnie, ponieważ podczas młodości był w związku kazirodczym, ale ta opcja jest mało prawdopodobna patrząc choćby na późniejsze stosunki w rodzeństwie, a właściwie ich brak.
Nie wiadomo, jednak co jest prawdą w książce Festa, ponieważ Speer jest jedną z najbardziej zakłamanych postaci 3 Rzeszy. Przez całe życie powojenne starał kreować swoją osobę, na jedynego dobrego, poczciwego ministra w rządzie Hitlera. Fest, jako jeden z niewielu nie dał się złapać bezlitośnie w pułapkę, zadając często pytania, które wytrącały z równowagi Speera. Drugie pytanie jest w takim razie jaki był tak naprawdę Speer
Teraźniejsza ocena historyczna jest bardzo surowa i obarcza Speera ludobójstwem i bezwzględnością, jednak można się zastanowić, czemu Albert Speer nigdy nie angażował się w politykę i czemu od początku kariery w rządzie, był kreowany na człowieka bez większego grzechu. Mogło być tak, że był kreowany od razu na czasy po wojnie, lecz to mało możliwe, ponieważ nikt nie wiedział jak zakończy się wojna. Mógł być jedynie wyidealizowany na potrzeby przyszłego imperium niemieckiego, jako bohater narodowy, postać idealna. Ten argument ma sens, zważywszy, że był przygotowywany na zastępce Hitlera, a jego sylwetka ułatwiałaby manipulację narodu.
Otóż jest to temat bardzo trudny, ponieważ Hitler w środowisku był uważany za właściwie aseksualnego, ale znowu z drugiej strony bardzo szanował kobiety i dla wizerunku starał się od czasu do czasu z jakąś pokazać. Najbliższą kobietą w życiu Hitlera była oczywiście Ewa Braun, ale czy na pewno ją kochał? Tego też nie jesteśmy pewni, ale możemy podejrzewać, że było między nimi jakieś uczucie. Przed śmiercią Adolf Hitler ożenił się z Ewą, czyli de facto chciał, żeby ta kobieta spędziła z nim ostatnie chwile życia. Kolejną stroną naszej dywagacji będzie stosunek Hitlera do mężczyzn, coś równie dziwnego i wartego zastanowienia. Speer w swoich "Wspomnieniach" napisał, że czuł się czasami przez Hitlera adorowany oraz sposób w jaki zwracał się do niego był bardzo dziwny. Jest jeszcze jedna opcja, która chyba jest najmniej możliwa, był stłamszony seksualnie, ponieważ podczas młodości był w związku kazirodczym, ale ta opcja jest mało prawdopodobna patrząc choćby na późniejsze stosunki w rodzeństwie, a właściwie ich brak.
Nie wiadomo, jednak co jest prawdą w książce Festa, ponieważ Speer jest jedną z najbardziej zakłamanych postaci 3 Rzeszy. Przez całe życie powojenne starał kreować swoją osobę, na jedynego dobrego, poczciwego ministra w rządzie Hitlera. Fest, jako jeden z niewielu nie dał się złapać bezlitośnie w pułapkę, zadając często pytania, które wytrącały z równowagi Speera. Drugie pytanie jest w takim razie jaki był tak naprawdę Speer
Teraźniejsza ocena historyczna jest bardzo surowa i obarcza Speera ludobójstwem i bezwzględnością, jednak można się zastanowić, czemu Albert Speer nigdy nie angażował się w politykę i czemu od początku kariery w rządzie, był kreowany na człowieka bez większego grzechu. Mogło być tak, że był kreowany od razu na czasy po wojnie, lecz to mało możliwe, ponieważ nikt nie wiedział jak zakończy się wojna. Mógł być jedynie wyidealizowany na potrzeby przyszłego imperium niemieckiego, jako bohater narodowy, postać idealna. Ten argument ma sens, zważywszy, że był przygotowywany na zastępce Hitlera, a jego sylwetka ułatwiałaby manipulację narodu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)